sobota, 27 maja 2017

Etap I 26.05.2017 r. Świnoujście - Dźwirzyno (84 km)

Przejdę od razu do sedna. Pierwszy dzień wyprawy został zdominowany przez bolaka. W Pobierowie ból stał się na tyle dotkliwy, że zdecydowałem się zrobić awaryjny postój i zastosować plaster żelowy. Niestety, było już za późno. W Niechorzu przy mocniejszym depnięciu bolak pękł, a właściwie eksplodował. Ból był przepotworny, ale co gorsza wzmiankowana detonacja nie przyniosła ulgi. Ból się nasilił do tego stopnia, że przez kilkanaście minut nie mogłem maszerować. Później jednak sytuacja wróciła do normy, czyli bolało, ale można było iść dalej. Cała ta sytuacja spowodowała, że radość i optymizm które mi towarzyszyły rano uleciały w siną dal. Mimo wszystko wykonałem plan minimalny, chociaż miałem zamiar do zeszłorocznego wyniku dorzucić jeszcze ze trzy kilometry. Ze zrozumiałych względów okazało się to nierealne. Moje ostatnie kilometry pokonywałem niczym Quasimodo, to znaczy: utykając, boleśnie krzywiąc gębę i z garbem plecaka. Położyłem się o godzinie 3:30 i przed zaśnięciem poważnie rozważałem czy dalsza wędrówka ma jeszcze sens. O wynikach tych rozmyślań w jutrzejszej relacji.Pozdrawiam serdecznie wszystkich czytelników i obserwatorów.

3 komentarze:

  1. Panie Waldku siła ducha jest silniejsza od bólu fizycznego ale jeśli kontuzja jest w takim stadum że iść równa się ból to odpuść .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Święta racja,widać żeś człek rozsądny. Doszedłem do tego samego wniosku.

      Usuń
    2. Święta racja,widać żeś człek rozsądny. Doszedłem do tego samego wniosku.

      Usuń