poniedziałek, 2 czerwca 2014

ETAP III 01.06.2014 r. Łazy - Ustka (58 km)

Nic nie zapowiadało nocnych tarapatów. Łazy opuściłem około dziewiątej. Plaża, zwykle trudna do przebrnięcia, tym razem była mi przychylna. Za to plaża między Dąbkami a Darłówkiem jak zwykle stanowiła koszmar dla piechura. Z Darłówka do Jarosławca przeszedłem częściowo plażą a następnie ścieżką rowerową równoległą do wybrzeża. W Jarosławcu przeprowadziłem bilans czasu i trasy,  z którego wynikało co następuje : połowa trasy wypadła na wysokości stojanki wschodniej Drogowego Odcinka Lotniskowego Jarosławiec, które to miejsce osiągnąłem na 10 minut przed połową planowanego czasu, czyli praktycznie zgodnie z harmonogramem. Na teren poligonu CPSP Ustka wkroczyłem około 20., a opuściłem go 10 minut przed północą. Następnym punktem orientacyjnym było stare, poniemieckie tzw. "trzecie molo", za którym po około pięciuset metrach należało wyjść w głąb lądu aby ruszyć w stronę mostu na Słupi. I tu zaczął się problem. Wyszedłem wspomnianym wejściem, ale zamiast wyboistej drogi, która prowadziła przez stary park natrafiłem na nową, elegancką ścieżkę rowerową wybudowaną dzięki opłatom klimatycznym wnoszonym przez kuracjuszy. Sądziłem, że ścieżka ta dublowała starą dróżkę. Mój niepokój wzbudził fakt, że ścieżka rowerowa kończyła się przejściem przez tory kolejowe, których wcześniej nigdy nie przekraczałem. Było już po pierwszej w nocy. Otoczenie w którym się znalazłem było mi kompletnie nieznane. Próbowałem pokręcić się po okolicy, aby trafić na jakiś znajomy obiekt. Nic nie znalazłem. Z uwagi na późną godzinę osiedle mieszkaniowe na którym się znalazłem było jak wymarłe. Nie było jak zasięgnąć języka, żadnej żywej duszy w okolicy. Ucieszyłem się na widok nadjeżdżającego samochodu, ale kierowca widząc jak się cieszę wdepnął na hamulec i odjechał na wstecznym. Pewnie myślał, że chcę się z nim zabrać z całym swoim majdanem. Sytuacja zaczęła mnie przerastać. Sam, zmęczony, zziębnięty w nieznanym otoczeniu i nie ma kogo zapytać o drogę. W odruchu desperacji wybrałem numer alarmowy 112. Zgłosił się uprzejmy pan, któremu wyłuszczyłem moją nietypową sytuację. Okazało się, że pan nie zna topografii Ustki, ponieważ dodzwoniłem się na numer alarmowy w Gdańsku, zaproponował jednak, że przełączy mnie na numer 997 w Ustce. Oficer dyżurny z Ustki nie miał żadnych zastrzeżeń co do rangi mojego problemu i udzielił mi precyzyjnych wskazówek jak dotrzeć do mostu. Zaproponował nawet podesłanie radiowozu, ale nie skorzystałem. Po pół godzinie, kiedy byłem już po drugiej stronie rzeki zadzwonił mój telefon. To dzwonił oficer dyżurny z Ustki, aby upewnić się czy znalazłem drogę. Jestem zbudowany taką postawą pracowników służb policji i tą drogą składam temu panu jeszcze raz gorące podziękowanie. Całe to zamieszanie spowodowało, że straciłem ze dwie godziny i sporo niepotrzebnie zrobionych kilometrów. W związku z tym musiałem zrewidować swoje plany (zamierzałem dotrzeć w okolice Poddąbia) i udałem się na spoczynek mniej więcej w połowie drogi między Ustką a Orzechowem. Gdy kładłem się spać była 4:30.