piątek, 31 maja 2013

ETAP IV 30-31.05.2013 r. Korlino - Łeba - 178. kilometr wybrzeża ( 78 km )

Noc minęła spokojnie, mimo bliskości drogi nikt mnie nie niepokoił. Wyruszyłem o 10:15. Pogoda zapowiadała się znakomita, posmarowałem nawet ramiona kremem przeciwsłonecznym. Mimo święta ruch na szosach przybierał na sile. Właśnie z powodu święta nie miałem gdzie uzupełnić zapasu wody. Spróbowałem więc u jednego z gospodarzy w Zaleskiem i otrzymałem pół litra mieszanki wody przegotowanej i tej z kranu. W Duninowie, gdy przepakowywałem się na przystanku autobusowym, przysiadł się w tym samym celu około siedemdziesięcioletni rowerzysta. Okazało się, że jest Niemcem, a co ważniejsze jedzie ze Świnoujścia poprzez Hel do Gdańska. Pogawędziliśmy chwilę, a następnie każdy ruszył na swoim wehikule w kierunku Ustki. Zapytany wcześniej rowerzysta powiedział że jest w trasie również czwarty dzień. Później spotkałem go raz jeszcze, gdy opuszczałem Rowy. Rogatki Ustki minąłem o 14:15. W Ustce poczyniłem niezbędne zakupy i przed 15:00 wyruszyłem  plażą w kierunku Rowów. Pogoda nad morzem zmusiła mnie do założenia kurtki, pod nią polara, a na głowę wełnianej opaski. Spowodował to przenikliwy, zimny wiatr wiejący mi w twarz. Do Rowów dotarłem po 19:00, zjadłem na obiad dorsza w smażalni "U Juliusza" i poczyniłem kolejne niezbędne zakupy. Opuściłem Rowy o 20:40 i tuż za Rowami prawie wpadłem na wypoczywającą fokę. Ta spłoszyła się i uciekła do wody. Był to jedyny ssak, jakiego spotkałem na odcinku 34 km bezludnej plaży pomiędzy Rowami i Łebą. Droga do Czołpina zajęła mi więcej czasu niż oczekiwałem po tej plaży. Czasami bywa ona gładka i twarda jak powierzchnie słonych jezior, na których bite są samochodowe rekordy prędkości, ale nie tym razem. W pobliżu Czołpina zaczął dawać o sobie znać brak dostatecznej ilości snu. Zmuszony byłem zdrzemnąć się choć godzinkę, co też uczyniłem w lasku przy wejściu prowadzącym do latarni morskiej. W sumie postój zajął mi prawie trzy godziny i tu zaczął się sypać mój harmonogram trasy. Sen był kiepskiej jakości i nie chciało mi się później wygramolić z rozgrzanego śpiwora. Odpoczynek nie na wiele się zdał. Już po niespełna dwóch godzinach napady senności powróciły. W pewnym momencie chyba zasnąłem idąc, bo nagle ujrzałem zbliżający się piasek plaży i tylko cudem udało mi się uniknąć upadku. Zrobiłem później jeszcze jeden krótki odpoczynek próbując zasnąć i do Łeby dotarłem już drogą prowadząca od poniemieckiej wyrzutni rakiet. Przekroczyłem Łebę ( rzekę ) o 9:00 , poczyniłem zakupy i po 10:00 wyruszyłem plażą w dalszą drogę. Kolejny atak senności dopadł mnie dokładnie w tym samym miejscu co przed rokiem - na 178 kilometrze wybrzeża. Drzemka trwała około dwóch godzin i, mam wrażenie, że tym razem mnie wzmocniła. Krótko przed 15:00 wyruszyłem dalej.