czwartek, 31 maja 2012

Po wyprawie 30.05.2012 r. Hel

O godz.13:00 zostałem powitany prze sekretarza miasta Helu pana Marka Dyktę ( tu artykuł z powitania ). Porozmawialiśmy chwilę przy kawie w jego gabinecie w Urzędzie Miejskim, a następnie udaliśmy się na małą plażę , na zaimprowizowaną sesję zdjęciową. Zdjęcia robiła urocza pani fotograf. Otrzymałem w prezencie  flagę z logo portalu oraz torbę pełną różnych, przydatnych gadżetów reklamowych. Umówiliśmy się już na przyszły rok, że portal gohel.pl ( oficjalny portal miejski Helu) obejmie patronat honorowy nad kolejną wyprawą we współpracy z innymi nadmorskimi miejscowościami w celu ich promocji.
A teraz coś z zupełnie innej beczki. Uważny czytelnik spostrzegł z pewnością, że głównym składnikiem mojej diety były filety z dorsza. Biorąc pod uwagę fakt, że w czasie wyprawy schudłem ok. 5 kg wszystkim odchudzającym się polecałbym dietę dorszową. Jak widać jej efekt jest piorunujący, wychodzi 1 kg na jeden dzień.

Prowadzenie tego bloga zawdzięczam tytanicznej pracy mojej żony - Grażyny. Przez te sześć dni przegadaliśmy telefonicznie prawie 8 godzin, przy czym gadałem głównie ja, natomiast Grażyna spisywała i zamieniała na bity treść moich wynurzeń. Chciałbym również tą drogą gorąco jej podziękować i wyrazić szczere wyrazy podziwu dla jej cierpliwości i pracowitości.

Bolaki.
Jeśli chodzi o bolaki to los mi ich oszczędził. Wyrósł mi jedynie dziwny twór na wewnętrznej stronie lewej pięty, który zwykle tam powstawał w czasie moich poprzednich wypraw. Nie był to klasyczny pęcherz, ale jakaś dziwna narośl, która jednak specjalnie nie utrudniała mi ruchów. Za to powstało kilka drobnych pęcherzyków na rękach, albowiem 90 procent trasy przemierzyłem posługując się kijkami Nordic Walking.

środa, 30 maja 2012

Etap VI 29.05.2012 r. Jastrzębia Góra - Hel ( 43 km )

Obudziłem się o 7:15. Było mgliście i pochmurno. W drogę wyruszyłem o 8:30. Po drodze do Władysławowa zgubiłem gumową stópkę od kijka, a dalsza droga bez użycia kijków byłaby znacznie trudniejsza. Udało mi się kupić nowe stópki we Władysławowie, dalej więc pomknąłem już chyżo. Władysławowo opuściłem przed godz.12:00. W Chałupach zatrzymałem się na posiłek, którym był... i tu zagadka, tak macie rację - był to filet z dorsza. Trasę do samego Helu pokonałem piękną ścieżka rowerową wiodącą wzdłuż Zatoki Puckiej. Granicę administracyjną Helu wytyczoną tablicą z odpowiednim napisem osiągnąłem o godz.17:30. I ten moment uznaję za osiągnięcie celu mojej eskapady. W samym Helu zjawiłem się o 20:00 w mojej stałej tamtejszej kwaterze u pani Ryty przy ulicy Rybackiej.

wtorek, 29 maja 2012

Etap V 28.05.2012 r. Łeba - Jastrzębia Góra ( 42 km )

Na wspomnianym skrawku piasku rozłożyłem karimatę, położyłem się, nogi wsunąłem do śpiwora, a resztą śpiwora przykryłem się jak kołdrą. Początkowo chłód nie pozwalał mi zasnąć, ale gdy tylko słońce oświetliło moje legowisko sen przyszedł razem z nim. Drzemka planowana na około pół godziny trwała ponad cztery. Zmęczenie robi jednak swoje. I to definitywnie pogrążyło próbę osiągnięcia jakiegoś przyzwoitego czasu wędrówki. Pogodzony z losem pobieżnie się oporządziłem i ruszyłem w drogę. Pogoda dalej piękna, i co ważniejsze, wiatr zmienił kierunek i wieje teraz w plecy. Szkoda że dopiero teraz. Powędrowałem wyludnionymi plażami w stronę Dębek gdzie wyszedłem w głąb lądu aby zjeść obiad, na który składał się tym razem łosoś z frytkami i surówkami. Smażalnia nazywała się "Grube ryby u Grubego". Wszystko się zgadzało, ale najbardziej w odniesieniu do frytek, których nałożono mi tyle, że ledwie je spożyłem. Z Dębek dotarłem do Karwi i właśnie na tym odcinku minęła 120 godzina mojej wyprawy. Początkowo miałem zamiar iść do upadłego, ale po zapadnięciu zmroku w okolicach Jastrzębiej Góry doszedłem do wniosku, że już nie ma sensu wypruwać z siebie żył, bo porażka pozostanie i tak porażką. Rozlokowałem się więc w lesie nieopodal Jastrzębiej Góry, aby rano wyruszyć w drogę w trybie już zupełnie rekreacyjnym.

poniedziałek, 28 maja 2012

Etap IV 27.05.2012 r. Ustka - wschodnie przedpole Łeby ( 58 km )

Kiedy szedłem spać świtało. Nocowałem kilka kilometrów na zachód od Ustki, w pobliżu poligonu. Wyruszyłem o 10:00, przeszedłem przez Ustkę i na końcu miejscowości zjadłem śniadanie. Był to filet z dorsza i do tego, z uwagi na wczesną porę dnia, wyjątkowo kawa. Po śniadaniu udałem się plażą w kierunku Rowów. Pogoda bardzo ładna, słoneczna, tyle że w dalszym ciągu chłodno. Wiatr ze wschodu zmienił się w przyjemny zefirek. Do Rowów dotarłem po 17:00. Tam zjadłem filet z dorsza, tym razem na obiad. Trochę czasu zmarnowałem w poszukiwaniu otwartego sklepu, bo przez kilkadziesiąt  najbliższych  kilometrów nie mógłbym uzupełnić zapasów. O 18:30  opuściłem Rowy. Odcinek do wydmy Czołpińskiej pokonałem jeszcze dość żwawo. Później zacząłem się zastanawiać czy mam jeszcze jakiekolwiek szanse na zmieszczenie się w wyznaczonym przez siebie czasie. Po kilku podstawowych działaniach arytmetycznych doszedłem do wniosku, że nijak, ale to nijak w tym czasie się nie zmieszczę. Musiałbym iść przez najbliższe 24 godziny bez przerwy z prędkością przekraczającą moje możliwości. Z taką prędkością to ja mogę ujść 2 lub 3 godziny, a potem muszę pauzować. Rozważania powyższe doprowadziły do tego, że kompletnie uszło ze mnie powietrze. Pogodziłem się z tym czego nie mogę zmienić, ale postanowiłem iść dalej, bo nazwa mojego blogu Cel-Hel zobowiązuje, mimo ze 120 godzin chwilowo jest nieaktualne. Noc była znowu bardzo zimna, mój termometr pokazywał 9 stopni, ale na szczęście wiatr zelżał. Szło mi się coraz trudniej. Światła portu w Łebie zdawały się nie przybliżać mimo upływu godzin. W końcu osiągnąłem Łebę. O godz. 3:15 przekroczyłem most na rzece Łebie. Przekroczyłem to mocno powiedziane, powinno być raczej przepełznąłem, bo mój krok przypominał ruchy tytułowych bohaterów filmu "Noc żywych trupów". Zapomniałem dodać, że krótko przed Łebą doznałem gwałtownego napadu senności, był on do tego stopnia silny, że mimo panującego chłodu próbowałem położyć się na plaży i zasnąć. Jednak zasnąć nie dawały mi pulsujące ogniście stopy uwięzione w butach. Gdy zdjąłem buty zimno nie pozwoliło mi zasnąć. Do Łeby dotarłem w sam raz, aby nacieszyć oko widokiem wschodzącego słońca. Po krótkim odpoczynku udałem się na wschód, żeby znaleźć jakiekolwiek spokojne miejsce, gdzie mógłbym się zdrzemnąć. Znalazłem takie na 178 kilometrze wybrzeża, małą piaszczystą łachę za wydmami.

niedziela, 27 maja 2012

Etap III 26.05.2012 r. Kanał Jamneński - Ustka (59 km)

Kolejna noc minęła spokojnie. Dramat rozpoczął się o poranku. Po śniadaniu wypakowałem wszystko z namiotu, aby go wytrzepać i złożyć. Wśród szpargałów wyjąłem również moją latarkę-czołówkę. Pamiętam to doskonale. Po złożeniu namiotu i spakowaniu rzeczy zauważyłem brak tejże czołówki. Rozpocząłem nerwowe poszukiwania, niestety zakończone fiaskiem. Nie mogłem wprost uwierzyć. Rozpakowałem rzeczy i przeszukałem cały plecak, ale czołówki tam nie znalazłem. Zacząłem ponowne poszukiwania w terenie.Czołgałem się z nosem przy ziemi, ale czołówki nadal tam nie było. Uświadomiłem sobie, że to już koniec mojej próby pobicia rekordu. Zadzwoniłem do żony, aby ją poinformować o sytuacji i szukać wsparcia. Żona zaproponowała aby ponownie przeszukać plecak, co też uczyniłem, również z wynikiem negatywnym. Im bardziej jej szukałem, tym bardziej jej nie było. Siedziałem zrozpaczony, w odruchu desperacji odchyliłem kapelusz przytroczony do plecaka. W kapeluszu była ona - czołówka uciekinierka. Do tej pory nie mogę zrozumieć jak ona się tam znalazła skoro położyłem ją na trawie, ale niezbadane są ścieżki Pana. Na poszukiwania zmitrężyłem około godziny i zamiast o 10:00 wyruszyłem o 11:00 z lekka uradowany, że to jednak jeszcze nie koniec. Po wyjściu z lasu napotkałem młodego człowieka z Nowego Dworu Gdańskiego, który pokonywał tę samą trasę, lecz traktował ją bardziej rekreacyjnie. W Łazach zjadłem drugie śniadanie i pomknąłem w kierunku Dąbek. Na trasie z Dąbek do Darłówka, kiedy odważyłem się zdjąć buty aby brodząc w wodzie dać chwilę wytchnienia umęczonym stopom zaskoczył mnie deszcz. Raczej przelotny, ale niezbyt przyjemny. Gdy dotarłem do Darłówka deszcz ustał. W Darłówku zjadłem kolację składającą się z pysznej pizzy i "Żywca", a następnie udałem się ścieżka rowerową wiodąca groblą oddzielająca jezioro Kopań od Bałtyku w kierunku Jarosławca. Po drodze musiałem toczyć mężne boje z hordami agresywnych komarów. W międzyczasie zadzwoniłem do oficera dyżurnego Centralnego Poligonu Sił Powietrznych w Ustce z pytaniem o pozwolenie na przejście terenu poligonu plażą oraz z pytaniem czy dziś odbywają się strzelania. Na pierwsze pytanie oficer odpowiedział zdecydowanie negatywnie, co do strzelań potwierdził że ich nie ma, ale poligon jako teren wojskowy jest zamknięty. Wobec takiego dictum zdecydowałem się przenocować w Jarosławcu aby wstać skoro świt i obejść poligon lądem. Niestety nie znalazłem żadnego lokum. Stoczyłem ze sobą wewnętrzny bój i najkrótszą drogą ruszyłem na wschód. Szczęśliwy, ale zmęczony o 3:50 ległem na spoczynek kilka km przed Ustką. W dalszym ciągu nie mogę nadrobić tych zaległych 12 km, ale na szczęście zaległość nie rośnie.

sobota, 26 maja 2012

Etap II 25.05.2012 r. Dźwirzyno - Kanał Jamneński (47 km)

Etap ten, z założenia ulgowy, okazał się ulgowym aż nadto, przynajmniej jeżeli chodzi o przebyte kilometry. Skończył się tym, że na ostatnich nogach doczłapałem do Kanału Jamneńskiego nie mając siły iść dalej. Miał być Kanał Szczucki, był Jamneński, a zatem 12 km w plecy. Ale kanał to kanał - sztuka jest sztuka. A teraz pokrótce jak przebiegał dzień. Noc minęła spokojnie. Spałem nie niepokojony przez funkcjonariuszy szczecińskiego Urzędu Morskiego, którym dziękuję za to i tą drogą ich serdecznie pozdrawiam. Pogoda była dokładną kopią pogody z dnia poprzedniego. Wyruszyłem o godz. 10:00 i po godzinie byłem już w Kołobrzegu. W Ustroniu Morskim posiliłem się dorszem, uzupełniłem poziom elektrolitów i zakupiłem napoje na dalszą drogę. Dalej nie działo się nic szczególnego, z wyjątkiem odcinka plaży między Mielnem a Unieściem, który był tak skopany przez konie, że iść było nie sposób. Plaża wyglądała, jakby kręcono sceny batalistyczne z użyciem kawalerii konnej, nie szczędząc przy tym dubli. W Unieściu dałem spokój i wyszedłem na szosę, aby ścieżką rowerową dotrzeć do miejsca dyslokacji. Te 12 km może zaważyć na powodzeniu całego przedsięwzięcia. Problem w tym, że jeżeli będę musiał obejść poligon lądem, nie wiem czy dam radę dojść za Ustkę, a nocleg w środku nocy, zwłaszcza w małej wiosce, trudno byłoby znaleźć.

czwartek, 24 maja 2012

Etap I Świnoujście - Dźwirzyno ( 82 km )

Wyruszyłem w środę o 20:30 ze Świnoujścia spod przeprawy promowej. Pogoda była ładna, tyle że wiał silny wiatr prosto w gębę. W nocy temperatura spadła do 10 stopni. Wschód słońca podziwiałem w Międzywodziu. Obecnie, o godz.9, jestem w Łukęcinie. W Pustkowie zamierzam zrobić 3 - godzinną przerwę między innymi na sen. Jest słonecznie, ale ciągle wieje silny wschodni wiatr.
                                                                       
W Pustkowie zdrzemnąłem się przez prawie dwie godziny korzystając z pensjonatu pani Marii, której tą drogą składam podziękowania i serdecznie pozdrawiam. Następnie udałem się do Mrzeżyna z krótkim odpoczynkiem w Pogorzelicy. W Mrzeżynie zjadłem kolację i poczyniłem niezbędne zakupy. Z Mrzeżyna pomaszerowałem plażą do Dźwirzyna, aby rozlokować się na nocleg około 2 km za miejscowością, za hotelem "Senator". W ten sposób zakończyłem pierwszy etap wyprawy, który trwał ponad 27 godz. i mierzył 82 km wg tablic kilometrażowych. Pogoda byłaby piękna, gdyby nie silny, przeszkadzający i nadmiernie chłodzący wiatr ze wschodu.

poniedziałek, 14 maja 2012

Świnoujście - Hel pieszo w 120 godzin




24 maja 2012 wyruszam ze Świnoujścia spod wschodniego terminala przeprawy promowej na samotną wyprawę do Helu. Cel planuję osiągnąć w czasie nie dłuższym niż 120 godzin. W zeszłym roku, na początku czerwca, wynik ten przekroczyłem  o ~ 16godzin, ale wówczas skoncentrowany byłem na pokonaniu tej trasy w ciągu sześciu dni, co wyszło mi znakomicie. Duża w tym zasługa pięknej pogody i sprzyjającego wiatru, a chwilami wręcz flauty. Możliwie dużą część trasy zamierzam przemierzyć o kijkach „Nordic Walking” z maksymalnie odchudzonym bagażem, o wadze nie przekraczającej 12 kg. Noclegi oczywiście pod namiotem w „pięknych okolicznościach przyrody”. Krótkie notki z przebiegu wyprawy będę publikował na mojej stronie na Facebooku , a pełniejsza relacja na niniejszym blogu już po powrocie.

Przedsięwzięcie ma charakter rekreacyjno ( oczywiście do pewnego stopnia) – turystyczny z pewnymi elementami  wyczynu ekstremalnego. To ostatnie związane jest z długością dystansu, który będę musiał codziennie pokonać, a będzie to średnio 70 km. Mam nadzieję na równie sprzyjająca pogodę jak w ubiegłym roku, kiedy  to wszystkie ujścia mniejszych plażowych rzeczek były wyschnięte i nie zmuszały do nadkładania drogi w poszukiwaniu brodów czy mostków, a pogoda umożliwiała marsz nawet późną nocą w T-shircie.

Aby mojemu katorżniczemu przedsięwzięciu nadać jakiś humanistyczny wymiar postanowiłem tą drogą wesprzeć akcję Marcina Markanicza, który wspólnie z Łukaszem Dzieżycem  pod koniec tego roku podjął próbę przejścia pieszo trasy ze Świnoujścia do granicy z Rosją w sześć dób.
Wyprawa ta, oprócz ambitnej próby pokonania trasy w rekordowym czasie, miała na celu wypromowanie akcji charytatywnej na rzecz Ośrodka Adopcyjnego Stowarzyszenia Rodzin Katolickich , polegającej na "sprzedaży" przebytych metrów w cenie złotówka za metr. 
Niesprzyjające warunki atmosferyczne i kontuzje nie pozwoliły obu wędrowcom na ukończenie trasy (więcej o tym tu ), ale akcja trwa nadal. Tym razem pałeczkę tej sztafety przejmuję ja.
Zakończę cytatem z blogu pana Marcina po zakończeniu jego przedsięwzięcia:


"Podziękowania dla wszystkich którzy przyczynili się do zorganizowania akcji i za doping w czasie marszu. Nasz marsz był tylko tłem dla głównej idei całej akcji jaką jest zbiórka pieniędzy na rzecz Ośrodka Adopcyjnego SRK w Szczecinie. Mimo, że nie dotarliśmy do celu liczmy, że uda zebrać się jak najwięcej złotówek ze sprzedaży przebytych jak i nie przebytych metrów po piasku. Mam nadzieje, że na tym polu wygramy i dzięki temu zaszczepimy trochę uśmiechu w sercach i duszach dzieci, bo one jak i rodzice zastępczy są prawdziwymi bohaterami tej historii ! Kupujcie metry;-)!


A REKORD JESZCZE POBIJEMY ;-) "


 Dziękuję za uwagę.





                   Mój dotychczasowy nadbałtycki dorobek



                                             
lp.
Przebieg trasy
Dystans
Czas startu i mety
1
Świnoujście - Hel
350 km
29.05.2012 - 08.06.2009
2
Świnoujście - Kołobrzeg - Pustkowo
140 km
25.07.2009 - 28.07.2009
3
Świnoujście - Hel
350 km
27.08.2009 - 04.09.2009
4
Kołobrzeg - Darłówko - Kołobrzeg
115 km
01.05.2010 - 04.05.2010
bez odcinka Łazy - Chłopy
5
Świnoujście - Hel
310 km
21.05.2010 - 29.05.2010 bez odcinka Łazy - Ustka
6
Świnoujście - Hel - Międzyzdroje
685 km
27.08.2010 - 15.09.2010
7
Rewal - Kołobrzeg - Świnoujście - Rewal
200 km
26.04.2011 - 29.04.2011
8
Świnoujście - Hel
350 km
2.06.2011 - 7.06.2011   Uwagi:  najszybsze zgłoszone letnie przejście wybrzeża ze Świnoujścia do Helu (ex aequo z Jerzym Chanyszkiewiczem i Przemysławem Kubiakiem)
9
Hel - Świnoujście
350 km
20.06.2011 - 28.06.2011
10
Świnoujście - Hel, Gdańsk - Piaski
450 km
24.08.2011 - 6.09.2011
11
Międzyzdroje - Mrzeżyno -  Międzyzdroje
120 km
30.04.2012 - 03.05.2012





O wyprawie

Jak już wspomniałem na stronie głównej wyprawa obejmuje trasę Świnoujście - Hel i ma trwać maksymalnie 120 godzin. 
Do pokonania jest około 350 km pieszo, co daje średnią dobową 70 km. Trasę zamierzam przemierzyć samotnie. Noclegi pod dachem tylko w przypadku znaczącego załamania pogody. Poza tym namiot, karimata i śpiwór. 
Cel czyli Hel

Plan wyprawy:

Dzień pierwszy ( a właściwie noc i dzień, bo zamierzam wyruszyć wieczorem 23. maja): Świnoujście - okolice Mrzeżyna  70-80 km 

Dzień drugi: Okolice Mrzeżyna - Kanał Szczuczy (4 km przed Dąbkami) 60-70 km 

Dzień trzeci: Kanał Szczuczy -  okolice Poddąbia  60km

Dzień czwarty i piąty (jednym cięgiem, bez noclegu): okolice Poddąbia - Hel 133 km.

Odległości powyższe wyliczyłem na podstawie tablic kilometrażowych usytuowanych wzdłuż morskiej linii brzegowej co 1 km. Suma daje 333 km, ale uwzględniając pokonywanie ujść większych rzek wymagających - jak np. w Kołobrzegu nadłożenia ładnych kilku kilometrów, aby skorzystać z mostu - łączny dystans będzie odrobinę większy i wyniesie właśnie około 350 km.