Blog poświęcony próbie pokonania pieszo trasy Świnoujście - Hel w czasie poniżej 120 godzin.
niedziela, 27 maja 2012
Etap III 26.05.2012 r. Kanał Jamneński - Ustka (59 km)
Kolejna noc minęła spokojnie. Dramat rozpoczął się o poranku. Po śniadaniu wypakowałem wszystko z namiotu, aby go wytrzepać i złożyć. Wśród szpargałów wyjąłem również moją latarkę-czołówkę. Pamiętam to doskonale. Po złożeniu namiotu i spakowaniu rzeczy zauważyłem brak tejże czołówki. Rozpocząłem nerwowe poszukiwania, niestety zakończone fiaskiem. Nie mogłem wprost uwierzyć. Rozpakowałem rzeczy i przeszukałem cały plecak, ale czołówki tam nie znalazłem. Zacząłem ponowne poszukiwania w terenie.Czołgałem się z nosem przy ziemi, ale czołówki nadal tam nie było. Uświadomiłem sobie, że to już koniec mojej próby pobicia rekordu. Zadzwoniłem do żony, aby ją poinformować o sytuacji i szukać wsparcia. Żona zaproponowała aby ponownie przeszukać plecak, co też uczyniłem, również z wynikiem negatywnym. Im bardziej jej szukałem, tym bardziej jej nie było. Siedziałem zrozpaczony, w odruchu desperacji odchyliłem kapelusz przytroczony do plecaka. W kapeluszu była ona - czołówka uciekinierka. Do tej pory nie mogę zrozumieć jak ona się tam znalazła skoro położyłem ją na trawie, ale niezbadane są ścieżki Pana. Na poszukiwania zmitrężyłem około godziny i zamiast o 10:00 wyruszyłem o 11:00 z lekka uradowany, że to jednak jeszcze nie koniec. Po wyjściu z lasu napotkałem młodego człowieka z Nowego Dworu Gdańskiego, który pokonywał tę samą trasę, lecz traktował ją bardziej rekreacyjnie. W Łazach zjadłem drugie śniadanie i pomknąłem w kierunku Dąbek. Na trasie z Dąbek do Darłówka, kiedy odważyłem się zdjąć buty aby brodząc w wodzie dać chwilę wytchnienia umęczonym stopom zaskoczył mnie deszcz. Raczej przelotny, ale niezbyt przyjemny. Gdy dotarłem do Darłówka deszcz ustał. W Darłówku zjadłem kolację składającą się z pysznej pizzy i "Żywca", a następnie udałem się ścieżka rowerową wiodąca groblą oddzielająca jezioro Kopań od Bałtyku w kierunku Jarosławca. Po drodze musiałem toczyć mężne boje z hordami agresywnych komarów. W międzyczasie zadzwoniłem do oficera dyżurnego Centralnego Poligonu Sił Powietrznych w Ustce z pytaniem o pozwolenie na przejście terenu poligonu plażą oraz z pytaniem czy dziś odbywają się strzelania. Na pierwsze pytanie oficer odpowiedział zdecydowanie negatywnie, co do strzelań potwierdził że ich nie ma, ale poligon jako teren wojskowy jest zamknięty. Wobec takiego dictum zdecydowałem się przenocować w Jarosławcu aby wstać skoro świt i obejść poligon lądem. Niestety nie znalazłem żadnego lokum. Stoczyłem ze sobą wewnętrzny bój i najkrótszą drogą ruszyłem na wschód. Szczęśliwy, ale zmęczony o 3:50 ległem na spoczynek kilka km przed Ustką. W dalszym ciągu nie mogę nadrobić tych zaległych 12 km, ale na szczęście zaległość nie rośnie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nie liczyłem - ale co najmniej kilkaset osób trzyma kciuki! Ja też! :) http://www.wykop.pl/link/1148039/cel-hel-pieszo-w-120-godzin-wyprawa-trwa-teraz-pokibicujcie/
OdpowiedzUsuńwspaniałe wyzwanie, zmagania godne podziwu. życzę osiągnięcia celu!
OdpowiedzUsuńPodziwiam za wytrwałość! Piękny wyczyn:)
OdpowiedzUsuńRobi Pan coś niezwykłego :)! Życzę powodzenia w pokonywaniu samego siebie.
OdpowiedzUsuńMieć dwunastokilometrową zaległość, a jej nie mieć, to już razem 24 km. Trudno zrozumieć co to znaczy, by nadrobić taką odległość, lub poprawić czas. To pokonać siebie o ten wynik, być lepszym od siebie samego, mimo że plan pierwotny zakładał danie z siebie wszystkiego. Ciężko jest się ścigać z kimś tak mocnym :) Tym mocniej trzymam kciuki !!! :)
OdpowiedzUsuńJa też cały czas trzymam kciuki!
OdpowiedzUsuńAnia