piątek, 5 września 2014

Na zakończenie

Czas na małe podsumowanie. Niedosyt, który mi towarzyszył przed rozpoczęciem wyprawy pozostał, a nawet jakby nasilił się ździebko. Wygląda na to, że w okolicach Ustki rozpościera się niewidzialna, acz silna bariera, która nie pozwala mi na kontynuację wyprawy w tempie z jej pierwszej połowy. Tym razem zastopował mnie deszcz. Myślę, że gdybym mógł coś zmienić, to skróciłbym do minimum pobyt w Łącku, przespałbym się i wcześnie rano kontynuowałbym marsz.
Jednak ogólnej sytuacji to by nie zmieniło, tak czy owak, przekroczyłbym znacząco 120 godz. Gdyby tak można było wyspać się na zapas, ale jak dotąd tej umiejętności jeszcze nie posiadłem.

Przypadłości, jakie mnie dopadły - to pęcherz na zewnętrznej stronie prawej pięty, który uformował się w czasie godzinnego marszu w ulewnym deszczu z Naćmierza do Łącka i towarzyszył mi aż do końca oraz kilka pęcherzy na dłoniach od uchwytów kijków Nordic Walking. Pęcherz na stopie, mimo że niezwłocznie został potraktowany plastrem "Compeed", boleśnie dawał o sobie znać przy każdym kroku następnego dnia, znacząco utrudniając marsz, później dał się ujarzmić wspomnianym plasterkom.  Pęcherze na dłoniach nie pozwoliły mi zaś rozwinąć skrzydeł w początkowej fazie wyprawy. Zaczęły się tworzyć już wieczorem pierwszego dnia wyprawy. Kijki to model Nils NW 106, z 30% udziałem włókna węglowego, a więc lekkie i, co dla mnie b. ważne, długie - z regulacją długości do 140 cm. Zaletą ich są także  wypinane uchwyty na ręce - uchwyty, a nie opaski jak we wszystkich kijkach NW firmy Spokey. Czyli wszystko byłoby O.K., gdyby nie rękojeści. Ich wykładzina wykonana jest z dziwnej odmiany gumy, która w kontakcie z dłonią sprawiała wrażenie lepkiej, konsekwencje nietrudno było przewidzieć. Po kilku dniach  powierzchnia gumy jakby się "wyrobiła", choć może to skóra dłoni do niej się przyzwyczaiła. W każdym razie powinienem był przed wymarszem potrenować trochę marsze z kijkami i problem pęcherzy na dłoniach miałbym z głowy. Poczyniłem krótkie analizy czasów przebiegów poszczególnych odcinków i uderzyła mnie ich zaskakująca zbieżność, np. odcinek Świnoujście  - Pogorzelica liczący 60 km pokonałem w identycznym czasie, co przed trzema miesiącami. Podobnie było z kilkoma innymi odcinkami, np. dwunastokilometrowym odcinkiem od administracyjnej granicy miasta Helu do Cypla Helskiego. Widać, proste rezerwy już zostały wykorzystane, trzeba popracować nad innymi rozwiązaniami, choć nie bardzo wiem co by to mogło być. Skrócić jeszcze bardziej czas przeznaczony na sen? Ryzykowne i prędzej czy później mszczące się rozwiązanie. Cóż, jest jeszcze trochę czasu do następnego lata i będzie nad czym się zastanowić.

Dziękuję za uwagę i pozdrawiam wszystkich czytelników.

czwartek, 4 września 2014

ETAP VI 3.09.2014 r. Potok Bezimienny - Hel ( 70 km)

Znad Potoku Bezimiennego wyruszyłem o 11:30 i do granicy Helu z Juratą dotarłem o godzinie 3:27 w nocy. Na Cyplu Helskim przy wyjściu nr 67 zjawiłem się o godzinie 6:14, a więc na minutę przed upływem 6 doby od rozpoczęcia wyprawy. Końcowe kilometry dały mi się bardzo we znaki. Jak z powyższego widać "Cel-Hel w 120 godzin" ponownie nie został osiągnięty. Tym razem w  stopniu rażącym, szersze omówienie zostanie opublikowane w najbliższych dniach. Pozdrawiam serdecznie wszystkich wytrwałych czytelników niniejszego bloga.

środa, 3 września 2014

ETAP V 2.09.2014 r. 6 km za Rowami - ujście Potoku Bezimiennego (53 km)

Wystartowałem w drogę o godzinie 10:00 odziany w koszulkę i spodnie, ponieważ słońce zachęcająco świeciło. Rychło musiałem jednak założyć kurtkę, ponieważ wiał przenikliwy i chłodny wiatr ze wschodu. Przed 18:00 dotarłem do Łeby, tam zrobiłem zakupy na dalszą trasę i zjadłem kurczaka z rożna w restauracji "Rafa", której właściciel - bardzo sympatyczny i uczynny młody człowiek - już mnie rozpoznaje, a nawet udziela rabatu. Przed 20:00 wyruszyłem z Łeby, kilka kilometrów dalej znów udało mi się spłoszyć wypoczywającą na brzegu fokę (jak przed rokiem). Dalsza droga nie przyniosła już żadnych innych atrakcji. Na nocleg wybrałem miejsce w lesie po wschodniej stronie Potoku Bezimiennego, 2,5 km przed Białogórą.

wtorek, 2 września 2014

ETAP IV 1.09.2014 r. Łącko - 6 km za Rowami (45 km)

Z Łącka wyruszyłem o 11:40. Spałem tam około 11 godzin. Przemarsz szosami nie zasługuje na szczegółowy opis. O 16:30 przekroczyłem granicę Ustki, a następnie pomknąłem lasem w kierunku Orzechowa. Byłem tam o godzinie 19:00. Następnie plażą udałem się w kierunku Rowów, tam mimo że było po 23:00, udało mi się zrobić zakupy. Na biwak wybrałem miejsce w lesie około 6 km na wschód od Rowów.

poniedziałek, 1 września 2014

ETAP III 31.08.2014 r. Łazy - Naćmierz (32 km)

Wyruszyłem w drogę o 10:00 plażą do kanału Szczuczego, a następnie drogą do Dąbek. Z Dąbek kopną, jak zwykle trudną do przebrnięcia, plażą do Darłówka. Tam chwila odpoczynku i ścieżką rowerową udaję się do Wicia. Mój plan obejścia poligonu polegał na obejściu go większym łukiem -  trasą: Wicie - Rusinowo - Naćmierz - Korlino - Królewo - Zaleskie - Duninowo - Ustka. Ta trasa pozwoliła mi na zyskanie 2 km w porównaniu z trasą zaczynającą się w Jarosławcu, doliczając do tej trasy odcinek Wicie - Jarosławiec. Jak zwykle do połowy trasy, która wypadła w okolicach Naćmierza, wszystko szło mniej więcej należycie. Tam też o godzinie 18:15 minęła połowa planowanego czasu. Kiedy jadłem w Wiciu obiad w restauracji "Świt", nadciągnęły paskudne chmury. Jeszcze w trakcie obiadu zaczęło padać, myślałem że jak zwykle przelotnie. Korzystając z małego przejaśnienia udałem się w drogę. Już w Naćmierzu zacząłem żałować tej decyzji. Zaczął padać regularny deszcz, który chwilami przeradzał się w ulewę. Szedłem zły i kompletnie przemoczony, od stóp do głów. Zwłaszcza to "od stóp" niepokoiło mnie coraz bardziej. Marsz w takich warunkach prawie 30 km w przemoczonych butach oznaczał z pewnością masakrę stóp. W trosce o zdrowie mojego ciała i zmysłów postanowiłem sobie dać na dziś spokój. Przed Korlinem zboczyłem  w lewo do Łącka i tam udało mi się wynająć pokój, wprawdzie bez wygód, wprawdzie nie ciepły, ale przynajmniej suchy. Gdy kładłem się spać, a była 22:00, deszcz nadal padał, a ja utwierdzałem się w słuszności swojej decyzji.