piątek, 31 maja 2019

Etap V 29.05. - 30.05 2019 r. Lubiatowo - Hel (74 km)

Wystartowałem o godz, 11:40 spod wejścia Lubiatowo 39. Tym razem pogoda obdarzyła mnie  słonecznym, acz wietrznym (jak wszystkie dotąd) porankiem. Całą drogę miałem silny wiatr w plecy. Sforsowałem kolejne mostki: na Potoku Bezimiennym, Piaśnicy, Kanale Karwianka, Czarnej Wodzie i znalazłem się we Władysławowie. Tu zaopatrzyłem się w napoje na dalszą drogę, tudzież różne kaloryczne wspomagacze i ruszyłem ścieżką rowerową do celu - Helu. Tablicę z napisem Władysławowo minąłem o godz. 21:26. Zostało mi więc 8 godz. i 54 minuty czasu oraz 36 km do pokonania w tymże czasie. Uznałem, że zadanie jest wykonalne, ale cały czas ciążyła na mnie obawa, czy znów nie dopadnie mnie kryzys i sen nie zwali z kopyt. Tak się jednak szczęśliwie nie stało. Było zimno  do tego stopnia, ze grabiały mi ręce trzymające kijki, a na postojach, gdy zdejmowałem buty, aby wymienić wkładki i skarpetki oraz dać wytchnienie umęczonym stopom, musiałem chować je (stopy) do torby foliowej owinąwszy wprzódy ręcznikiem.
O 02:55 minąłem administracyjną granicę Helu, tuż za Juratą i miałem już jasność. Zdążę!
Słońce już do tej pory raczyło wzejść, świat stał się znów kolorowy i już wiedziałem, że nic mi nie odwali. Szedłem równym tempem, jak mogłem najszybciej. Już w samym Helu oszacowałem, że mam około pół godziny czasu naddatku i zmniejszyłem tempo.
Przy wejściu nr 67 przy helskiej "Dużej plaży" zameldowałem się o godz. 05:58 , 22 min. przed upływem wyznaczonych sobie przed siedmiu laty stu dwudziestu godzin. Dokonało się :-)

Po powrocie do domu ( w połowie czerwca) napiszę jeszcze coś w rodzaju podsumowania tej  oraz poprzednich prób i podzielę się z Drogimi Czytelnikami tego bloga garścią refleksji.
Tymczasem cieszę się życiem w Helu i odpoczywam - niezbyt aktywnie, co raczej jest zrozumiałe.
Pozdrawiam serdecznie wszystkich czytelników. Czułem w trasie Wasze wsparcie. Dziękuję.